Vrindavan to miasto w Indiach liczące około 50 tys. osób. Położone 150 km od Delhi. Święte miasto hinduizmu, w którym Kryszna spędzał dzieciństwo. Słynie z licznych świątyń i siedzib organizacji religijnych. W tym samym mieście pojawia się jedno ze zjawisk, które być może ma istotny wpływ na pozycję tego kraju w rankingach głodu i ubóstwa i przez które nazywane jest miastem wdów.
Los kobiet w wielu krajach nie należy do najlepszych. W Indiach poza byciem kobietą, znacznie trudniej jest być wdową. Tradycja mówi, że zmarły mężczyzną powinien być spalony wspólnie z jego żoną. Zwyczaj ten, nazywany Sati, jest już niemal wyplewiony z kultury indyjskiej od ponad 30 lat. Rozpoczęło się to w momencie kolonizacji brytyjskiej w Indiach, kiedy to Brytyjczycy zakazali wspomnianego rytuału. Siła tradycji okazała się jednak potężniejsza od prawa i w dalszym ciągu w ukryciu dokonywały się owe spalenia, choć co prawda na mniejsza skalę. Obecnie Sati zdarza się sporadycznie, głównie przez polepszenie jakości życia w tym kraju oraz przez regulacje prawne, ale na tym historia się nie kończy.
Po śmierci męża kobiety mogą stać się ciężarem lub zagrożeniem dla rodziny. Nie mogą ponownie wyjść za mąż, nie mogą pracować ani się uczyć. Z reguły wdowy wracają do swoich domów, gdzie stają się kolejną osobą do wykarmienia w gospodarstwie o już trudnej sytuacji materialnej. Pojawia się zagrożenie, że mogą pożądać części majątku. Stają się „niewygodne”, co słyszą od bliskich.
Rozwiązaniem problemów ma być Vrindavan – miasto uprzywilejowanej, godnej śmierci. Móc doczekać końca w świętym miejscu to zaszczyt, dlatego wiele wdów jest przywożona do tego miejsca przez bliskich. Choć wiele kobiet sama podejmuje tą decyzję, to w praktyce pojawiają się tam z powodu gróźb, szantażu lub przemocy. Wdowy spod władzy rodziny przedostały się pod władzę męża, a po jego śmierci są pod władzą Boga. Według zwyczaju i niektórych wierzeń jest to idealne miejsce, gdzie kobiety te mogą w pełni poświęcić się modlitwie oraz zniknąć z miejsca gdzie nikt ich nie chce.
Mówi się, że po Vrindavan- mieście liczącym około 50 tys. mieszkańców – chodzi od 15 do 25 tysięcy wdów. Głód dotyka znaczną część tych osób. Często bez schronienia, bez pożywienia i bez bliskich spędziły w mieście nawet kilkanaście lat. Chociaż organizacje pozarządowe wspierają to miejsce, to niestety nie są w stanie wszystkim zapewnić podstawowych dóbr. Wiele z tych kobiet postawiło się przeciwko tradycji, część jednak przyjęła swój los, błądząc po drogach Vrindavan, prowadząc żebraczy tryb życia. Próbują zdobyć jedzenie śpiewając i modląc się lub liczą na pomoc innych osób.
Martin Caparros opisuje miasto wdów oraz jego mieszkańców w swojej książce „Głód”. Opisuje kobiety starsze, jako uśmiechnięte i pełne życia. Wdowy te spędzają czas w świątyniach, gdzie modlą się, w zamian za co często otrzymują jedzenie. National Geographic opisywał wdowy bawiące się na hinduistycznym święcie wiosny zwanym Holi. Jest to czas, kiedy całe miasto tańczy, bawi się i obsypuje się kolorowymi proszkami. W zabawach biorą udział kobiety pod opieką organizacji pozarządowych, czyli te, które mają co jeść.
Od 2012 roku Indie bardziej skupiły się na problemie wdów, co w dużym zakresie polepszyło ich sytuację. Między innymi zaczęto szukać przyczyn migracji do Vrindavan, a następnie próbowano odszukać rodziny tych kobiet by mogły wrócić do swojego domu. Wdowy uzyskały podstawowe prawa, których niestety bardzo często nie były świadome.
Indie, które są 7 największą gospodarką pod względem PKB są jednocześnie domem dla największej ilości osób głodujących na świecie. 37% kraju, liczącym ponad miliard osób, jest niedożywiona. Połowa głodujących na świecie mieszka w Indiach i Chinach. Wynika to często z sytuacji życiowej, ale też kultury, przez co indyjski głód różni się od tego, z którym do czynienia mają ludzie w Afryce.
Dlaczego tak bogata gospodarka nie radzi sobie z tym problemem? Problem tkwi w transferze środków do pomocy. 12 miliardów dolarów – tyle wydaje rząd Indii na wewnętrzną pomoc humanitarną. Około 4 miliardów – tyle realnie trafia do osób biednych. 8 miliardów – tyle znika w wyniku korupcji i defraudacji. Korupcja w Indiach (jak i w innych krajach) jest elementem zawodności rządu, który należy zwalczyć, jako jeden z pierwszych. To pośrednio powinno wpłynąć na poprawę życia milionów osób.